Copyright © 1999-2002 jacht.com.pl
Szlaki żeglarskie | Baza firm | Nasza galeria | Skiperzy | Nasze usługi | Kontakt | Główna  

Pochylniami do Elbląga [lato 1999r].

Przed nami kilka małych jezior, więc nie warto stawiać masztu. Postawimy go po wyjściu na jez. Ruda Woda. Jezioro Ruda Woda i odgałęzienie jego, jez.Bartężek . Podkreślić należy nieprawdopodobny spokój i minimalny ruch jachtów w pełni sezonu. Jak wspomniałem, ostatnia okazja zakupu paliwa ale kto korzysta z przewodnika pana Kuczkowskiego, niech uważa. Aby z niej skorzystać nie zawijamy do miasta, lecz cumujemy na końcu jez. Ruda Woda, u wejścia do kanalu. Jest tam po lewej stronie naturalny port a stamtąd po wyjściu na drogę, tylko kilkaset metrów do stacji benzynowej.

Powinniśmy tam przenocować, aby na szlak do Elbląga wyjść rano. Wtedy możemy liczyć na dopłynięcie wieczorem do Elbląga. Tak radzę zrobić, gdyż postój po drodze wypadnie nam w warunkach raczej trudnych. Tam mijamy centrum miasta, wszystkie mosty i jeśli zobaczymy przed sobą zabytkowy elewator zbożowy, przed nim, po prawej stronie jest wejście do mariny Jacht Klubu Elbląg. Możemy dobić do pomostu przed domkiem klubowym i hotelem, to jest miejsce honorowe dla gości i po zgłoszeniu się do bosmana, wyznaczone zostanie nam miejsce postoju.

Wysiłek ten wynagrodzi Wam wspaniała kąpiel w niezwykle eleganckich łazienkach tego klubu i inne rozkosze cywilizacji. Tak zrobił właśnie "Batiar" Ale naprzód o zgrozo- POCHYLNIE. Załoga "Batiara" kilka miesięcy wcześniej miała zakłócony sen z tego powodu.


Przekrój całej trasy.

Najkrótsza droga na północ już w XVI w. Była przedmiotem zainteresowania kupców. Prace podejmowano już w wieku XVIII. Realny projekt rozwiązania tego problemu dał dopiero w 1825 r. holender inż. J. Steenke. Problemem było pokonanie na odcinku 9,6 km różnicy poziomów 104 m. Po obniżeniu różnicy poziomów w jez. Bartężek i Rudej wody pozostało do pokonania jeszcze 99,5 m różnicy poziomów.
Przekrój podłużny pochylni.


Pochylnia Buczyniec.
Problem ten konstruktor rozwiązał, projektując 5 pochylni, które statki pokonywały na specjalnie zaprojektowanych wozach, poruszających się na torach. Do napędu wykorzystano wodę, która spadając z wyższego poziomu, napędzała turbiny i przez układ kół i lin, ciągnęła platformę do góry. Na tej samej linie, druga platforma zjeżdżała w dół. Pokazują to zamieszczone szkice. Wykorzystałem w tym celu materiały z folderów reklamowych i mam nadzieję, że autorzy nie wezmą mi tego za złe. Poruszanie się na tych platformach, to niezapomniane przeżycie, no i ten zjazd o prawie 100 m w dół.

W przewodniku i materiałach reklamowych nie znalazłem niestety kilku ważnych informacji. Kosztowało to "Batiara" 1,5 m urwanej listwy odbojowej.

Już płynąc kanałem z Rudej Wody, spotykamy pierwszy element, jakby przygotowawczy, dla rozwiązania tego problemu. Na szlaku tym leży jez. Karnickie, którego poziom był zbyt niski w stosunku do jez. Ruda Woda, więc usypano przez jezioro nasyp w którym puszczono kanał. Płynąc tym kanałem, jeśli staniemy na deku naszego jachtu, widzimy w dole, pod nami jez. Karnickie.


Jacht na pochylni.
Nie da się ukryć, że na widok pierwszej pochylni Buczyniec i jej konstrukcji serce zabiło szybciej i skipperowi "Batiara". Cumowanie, małe piwo dla uspokojenia i udaję się na zwiad. Obserwuję kilka kolejnych operacji wpływania na wozy jak i schodzenia z nich. Zauważyłem na jednej z łodzi, że mają ze sobą dość grubą gałąź ze sobą. Załogi siedzą na górnym podeście trzymając jacht zacumowany na biegowo, cumą dziobową i rufową. No to w porządku- ruszamy i my. Wpływamy na platformę, wyłazimy na górę, biorę, pomny widoku, ze sobą bosak , bijemy w dzwon. Serce zamarło w oczekiwaniu na nieznane i nagle, w zupełnej ciszy platforma ruszyła. Jacht szarpnął się na cumach, ale za chwilę wyrównał swoją prędkość i sunie do przodu.

Jacht jest balastowy, więc chcemy go oprzeć o konstrukcję platformy, jak już na niej stanie, aby się nie przewrócił. I tu zauważamy niebezpieczeństwo. Konstrukcja ma różne wystające części, na których opadający jacht może się "powiesić". Ale siedząc na podeście nogami dotykamy kadłuba i możemy go odpychać od tych części, co czynimy, pomagając sobie również bosakiem. Po chwili panujemy nad sytuacją i możemy zacząć się rozglądać. Wrażenia niesamowite, jacht jedzie na platformie, pod nami korony drzew. dachy domostw i ta niesamowita cisza. Kilkaset metrów tej podróży i platforma wjeżdża do wody 20 m niżej. Jacht unosi się na wodzie, oddajemy cumy, silnik i powoli wypływamy na następny odcinek kanału. Nie całkiem jeszcze wiemy, co się z nami działo ale już raźniej patrzymy na ciąg dalszy tej przygody.

Kilkaset metrów kanałem i już następna pochylnia. Na większym luzie powtarzamy poprzednie czynności i mamy już więcej czasu na napawanie się widokami i samą jazdą. Jacht trzymamy spokojnie, przy pomocy nóg w bezpiecznej odległości od zagrożeń. Za chwilę trzecia pochylnia. Wszystko tak samo i ze znacznie większą swobodą, z tym, że nie zabieram bosaka!!!

Początek jest podobny i w chwili kiedy szykujemy się do następnej "uczty" z przerażeniem stwierdzamy, że jacht opada dużo niżej niż sięgają nasze nogi. Na skok na jacht za późno, za wysoko i zbyt ślisko. Po chwili listwa zaczepia się o wystającą część konstrukcji, jacht na moment zawisa- przerażający trzask i listwy nie ma. O to mam pretensję do przewodników i zarządu pochylni. Przecież można było gdzieś na odwrocie biletu wydrukować ostrzeżenie. Stało się i dzięki mojemu doświadczeniu nikogo z użytkowników internetu to nie powinno spotkać. Ale co z innymi?!?


Jachty mieczowe, jeśli je tylko wystarczająco odsuniemy od platformy, jadą sobie spokojniutko. Problem mają jachty balastowe, bo intuicyjnie chcemy je trzymać w pozycji możliwie pionowej, stąd to zagrożenie. Jeśli będziemy pamiętać o tych wskazówkach, nic się nie stanie. Potem dowiedziałem się, że inna "szkoła" zaleca spowodowanie, aby jacht balastowy położył się ku środkowi platformy. Raz tak zrobiłem, ale ten moment, kiedy jacht leci na burtę, nie jest miły. Również na ostatniej pochylni, Całuny, nie sięgamy jachtu nogami.

W drodze powrotnej jeden załogant zostawał na jachcie i stamtąd kontrolował sytuację. "Batiar" pokonał trasę powrotną przez pochylnie bez strat i w rekordowo krótkim czasie. To było potem a teraz z wyrwaną listwą ile mocy w silniku w kierunku Elbląga.

Z kanału Elbląskiego wychodzimy na jez. Druzno. Nazwa myląca, bo w rzeczywistości to olbrzymia, kwitnąca łąka z wąskim farwaterem. Przy korzystnych wiatrach można postawić maszt i rwać na żaglach. Niestety, należymy do tych, co zawsze mają mordewind.

Długi to był szlak, ale naprzód daleki widok wieży kościoła, coraz bliżej i nareszcie Elbląg. Mijamy przedmieścia, potem przepiękną starówkę, dzielnicę przemysłową, ostatni most kolejowy i przed nami po prawej znany elewator zbożowy. Punkt orientacyjny, że naprzeciw jest kres dzisiejszej podróży, czyli przystań Jacht Klubu Elbląg. Cumujemy przy pomoście dla gości, zgłaszamy przybycie i za chwilę jesteśmy pod gorącym prysznicem w luksusowo wykonanych łazienkach. Cuma 5 zł, prysznic 3 zł, reszta gratis. Na drugi i w następnych dniach okaże się, że do tego trzeba dodać przemiłą atmosferę, sympatycznych członków Klubu i personelu. Z wyjątkiem jego macierzystej przystani na WJM, na jez. TAJTY, gdzie rządzi Tadzio, skipper "Batiara" zapomniał, że tak można się czuć w jakiejś marinie w Polsce.

Chcę zachęcić Was do żeglowania po tej wspaniałej krainie, ze względu na jej walory a przystań tego Klubu jest perłą na tym szlaku. "Batiar" chce tą drogą podziękować gospodarzom, państwu Gustyn, panu Krzysztofowi Modrzewskiemu i zołodze s/y "Słoneczna 57" AHOJ do zobaczenia.

Wasz Batiar